Menu
1 / 0
Aktualności /

HMŚ w Portland: Bukowiecki tuż za podium

HMŚ w Portland: Bukowiecki tuż za podium

Kolejny bardzo dobry występ nastoletniego Konrada Bukowieckiego, który po udowadnia, że należy do światowej czołówki. W Portland zajął 4. miejsce w konkursie pchnięcia kulą z wynikiem 20.53 m.

Kolejny bardzo dobry występ nastoletniego Konrada Bukowieckiego, który po udowadnia, że należy do światowej czołówki. W Portland zajął 4. miejsce w konkursie pchnięcia kulą z wynikiem 20.53 m.

 

Pierwsza próba nieudana – około 19,5 metra i Konrad wypadł z koła. Kilka minut później Michał Haratyk posłał kulę na odległość 18.90 i kręcił głową z dezaprobatą. W I kolejce trzej rywale pokonali granicę 20 metrów. W drugiej próbie dokonał tego Bukowiecki i to w bardzo ładnym stylu. Kula co prawda upadła bardzo blisko prawej linii wyznaczającej promień, ale zmieściła się. Na tablicy wyników wyświetlono rezultat 20.53 m! W drugiej kolejce Haratyk poprawił się na 19.48, ale to był dopiero 14 wynik wśród wszystkich zawodników. W tej serii pchnięć Nowozelandczyk Tomas Walsh ustanowił halowy rekord kraju 21.60.

Konrad w trzeciej kolejce znów pchnął daleko, ale ponownie zniosło mu kulę w prawą stronę. Tym razem zbyt mocno, na siatkę, otaczająca rzutnię. Próba była więc nie zaliczona. Nie poprawił się też Michał Haratyk, który uzyskał 19.35 i został sklasyfikowany na 14. pozycji. – Nie wiem, co poszło nie tak. Czułem się dziś źle, łapały mnie skurcze. Dla mnie to nowe doświadczenie. Było na 19-stu, na swoją próbę czekałem chyba 20 minut. Nie udało się, ale mam nadzieję, że to doświadczenie zaprocentuje w przyszłości. Sezon rozpocząłem bardzo mocno, nie spodziewałem się, że forma przyjdzie tak szybko. Teraz uczymy się z trenerem, w przyszłości będziemy trafiać z formą na najważniejszą imprezę – powiedział Michał.

 

Michał Haratyk w finale pchnięcia kulą w Portland

Michał Haratyk w finale pchnięcia kulą w Portland (fot. A. Szmigiel-Wiśniewska)

 

W konkursie pozostało więc ośmiu zawodników, w tym Bukowiecki na 4 pozycji. Pchnął 20.43, a w 5. kolejce wypadł z koła. Jednak miejsce w czwórce zapewniło mu jeszcze jedną, szóstą próbę (prawo do niej mieli tylko czterej najlepsi kulomioci). Sędziowie długo zwlekali, zanim pozwolili Bukowieckiemu na oddanie ostatniego pchnięcia. 19-letni Polak dał z siebie wszystko, uzyskał odległość 20.42 i nie zdołał awansować na podium. Ale znów uplasował się w czołówce dużej międzynarodowej imprezy wśród seniorów – rok temu w Pradze był 6. w halowych ME. Wygrał niesamowity Tom Walsh, z najlepszym w tym roku wynikiem na świecie (21.78). Konrad był więc czwarty, tak jak… Tomasz Majewski w 2004 roku w Budapeszcie (4 lata później zdobył złoto igrzysk olimpijskich w Pekinie). Ale nasz młody kulomiot nie krył rozczarowania. – Jestem zdenerwowany, bo dwa pchnięcia miałem w linię 21 metrów, niestety były nieważne. Mogłem mieć tutaj nawet srebrny medal. Wszystko przez moją głupotę. Po co ja patrzę za tym pchnięciem?! Jestem czwarty, niby powinienem się cieszyć, ale… to nie to. Chyba muszę jeszcze nabrać doświadczenia – kręcił głową niezadowolony.

 

 

Justyna Święty wystartowała w I serii, do bardzo dobrym, 6 torze. Za plecami miała Amerykankę Ashley Spencer, wicemistrzynię świata ze sztafety z 2013 roku. Spiker, przedstawiając Justynę w trakcie prezentacji wymówił coś w stylu „Szwety”, ale wszyscy wiedzieli, o kogo chodzi, nagradzając Polkę gromkimi brawami. To w końcu czwarta zawodniczka poprzednich halowych MŚ. Wystartowała znów spokojnie, Spencer szybko ją doszła. Na wirażu Justyna ustawiła się na trzeciej pozycji, a na końcówce przesunęła na drugie miejsce i awansowała do finału z czasem 53.00. – Jestem bardzo zadowolona, a w finale będę biegła, żeby zająć jak najwyższe miejsce. Nie chciałam wejść do finału zbyt dużym kosztem. Bieg potoczył się tak jak 2 lata temu w Sopocie, też zaatakowałam z końcówki. Wtedy rywalizacja w eliminacjach i w półfinale kosztowała mnie więcej sił. Teraz przyszło mi to łatwiej, mam nadzieję, że zachowałam rezerwy na finał. Musze dać radę, nie ma innego wyjścia! – zapowiedziała Justyna, która w sobotnim finale pobiegnie na trzecim torze.

 

 

Małgorzata Hołub biegła w znacznie mocniejszej serii półfinałowej. Rekord życiowy 52.73 dał jej piąte miejsce. – Gdybym biegła w pierwszej serii to awansowałabym do finału. Walczyłam do końca i jestem bardzo dobrze przygotowana. To bardzo dobry prognostyk przed sztafetą. To są mistrzostwa świata, dziewczyny wiedza, po co tu przyjechały. Ciężko mi się jeszcze zbliżyć do Amerykanek czy jamajek, ale będę ciężko pracowała. W finale zamierzam głośno krzyczeć i kibicować Justynie – śmiała się Gosia.

 

Małgorzata Hołub w półfinale na 400 m w Portland ustanowiła halowy rek. życ.

Małgorzata Hołub w półfinale biegu na 400 m w Portland ustanowiła halowy rek. życ.

(fot. A. Szmigiel-Wiśniewska)

 

Na półfinale skończyła się przygoda Remigiusza Olszewskiego z halowymi MŚ w Portland. Nasz sprinter startował w drugiej serii półfinałowej na 8. torze. Najszybszy w tym biegu był prawie 40-letni Kim Collins (6.49), a Polak po raz drugi tego dnia (wcześniej w eliminacjach) uzyskał czas 6.71. - Prawda jest taka, że widocznie na tyle było mnie dziś stać. Nie ma rewelacji, ale też nie jest źle. Cieszę się, że miałem okazję startować w Stanach Zjednoczonych z takimi gwiazdami. Myślę, że w finale Asafa Powell ma szansę na rekord świata. Rzeczywiście, w mistrzostwach Polski w Toruniu byłem bardzo szybki, ale to wynikało z tego, że trochę wypuściliśmy trening po urazie. Teraz muszę myśleć już o sezonie letnim. Chyba będziemy z trenerem przygotowywali się nie na 100 a na 200 metrów. Tu powinno być łatwiej zrobić minimum na igrzyska. W 60-tce i 100-tce za dużo zależy od startu, a ja nie jestem tak silny jak rywale. Na 200 metrów na dystansie można nadrobić ewentualne błędy ze startu - mówił Remek. Ostatecznie jednak Powell w finale słabo wyszedł z bloków i nie dogonił Amerykanina Trayvona Bromella, który wygrał rezultatem 6.47.

 

Remigiusz Olszewski pobiegł w Portland w półfinale 60-tki

Remigiusz Olszewski pobiegł w Portland w półfinale 60-tki (fot. A. Szmigiel-Wiśniewska)

 

Niesamowity był w piątek żeński konkurs skoku w dal. Ivana Spanović i Brittney Reese zmieniały się na prowadzeniu. Ostatecznie z wynikiem 7.22 wygrała Amerykanka, Serbka dostała srebro za skok na odległość 7.07 m.

W sobotę w Portland kolejna porcja lekkoatletycznych emocji, w tym 60 metrów z Agatą Forkasiewicz i Mariką Popowicz oraz finał 1500 m z Renatą Pliś i Danutą Urbanik.

Powrót do listy

Więcej