Menu
1 / 0
Aktualności /

ME W ZURYCHU: Augustyn 9. na 50 km

ME W ZURYCHU: Augustyn 9. na 50 km

W jedynym rozgrywanym w piątkowe przedpołudnie finale mistrzostw Europy Polacy nie zdobyli medali. Z trzech naszych chodziarzy na 50 km do mety dotarł tylko jeden.

W jedynym rozgrywanym w piątkowe przedpołudnie finale mistrzostw Europy Polacy nie zdobyli medali. Z trzech naszych chodziarzy na 50 km do mety dotarł tylko jeden.


Najdłuższy dystans zawodów w Zurychu wytrzymali tylko natwardsi. W chodzie na 50 km wystartowało 34 zawodników, ukończyło 26. Najszybszy był Francuz Yohann Diniz, który wynikiem 3:32:33 o prawie 2 minuty poprawił rekord świata!
Jedynym z trójki Polaków, który ukończył zawody był Rafał Augustyn. Pochodzący z Mielca chodziarz uplasował się na 9. pozycji z wynikiem 3:48:15. Na mecie zmęczenie i wzruszenie odbierało mu mowę. - Jeszcze kilka kilometrów przed metą byłem na wyższej pozycji, ale pogoda i trudne warunki na trasie przyczyniły się do tego, że spadłem w klasyfikacji. Szkoda, że nie udało się ukończyć rywalizacji w czołowej ósemce. Oczywiście jestem pod wrażeniem Yohanna Diniza i jego wyniku. Znam tego zawodnika, naprawde ciężko trenuje i widać tego efekty. Dziękujuę za doping wszystkim kibicom i tym, którzy oglądali nasza rywalizację w kraju, przed telewizorami - powiedział ze łzami w oczach.

 

 


Emocje sięgnęły zenitu również wtedy, gdy po 30-stym kilometrze tuż za linia mety padł na asfalt Łukasz Nowak. On szedł długo kilkaset metrów przez Augustynem, ale widać było, że z każdym kilometrem gaśnie. Zapłakanego, utalentowanego zawodnika (8. podczas IO w Londynie i MŚ w Moskwie) służby medyczne zwoziły na wózku. - Przywodziciel bolał mnie już od kilku kilometrów - zdołał tylko powiedzieć przez łzy, trzymając się za pachwinę. Kilkadziesiąt minut później schodzącego o kulach w stronę przystanku autobusowego Łukasza pocieszali rodzice, którzy przybyli do Zurychu, żeby oklaskiwać swojego syna.
Rywalizacji nie ukończył też wicemistrz Europy sprzed czterech lat, Grzegorz Sudoł, który zszedł z trasy po 21 kilometrach. Przeżywał dramat nie tylko w trakcie zawodów, ale już dużo wcześniej. - 10 dni temu w spale, podczas odnowy biologicznej złamałem żebro. Sytuacja kuriozalna, ale i takie zdarzają się w profesjonalnym sporcie. Lekarz odradzał mi start, ale myślałem, że jestem twardy i wytrzymam. Wziąłem środki przeciwbólowe, ale żebro dawało znać o sobie. Na domiar złego, nie przyswajałem żadnych płynów i organizm się buntował. Z ciężkim sercem musiałem zejśc z trasy. Ale mam jeszcze cel w postaci igrzysk w Rio de Janeiro. Będę cięzko trenował i mam nadzieję, że tam się uda - powiedział Sudoł.
Do finału skoku wzwyż awansowały obie Polski - Justyna Kasprzycka i Kamila LIćwinko - choć męczyły się na wysokości 1.89 (ostatecznie okazało się, że nawet udany skok na 1.85 dawał kwalifikację...). Kamila skoczyła to w drugiej, a Justyna w trzeciej próbie. - Eliminacje były bardzo stresujące, od początku rozgrzewki coś było nie tak, skoki mi nie wychodziły. zaczęła się nerwówka. Pierwsze wysokości pokonałam w pierwszych próbach. Ale miałam problemy na łuku, bo zbyt szeroko odmierzyłam rozbieg. Druga skocznia była ułożona blizej wirażu i nie miałam punktu odniesienia, by odmierzyć rozbieg prostopadle. Było inaczej niż biegam zazwyczaj, wpadałam w poprzeczkę. Ale nawet ten zły rozbieg wystarczył na niższe wysokości. Mam nadzieje, że w finale pogoda będzie lepsza. Liczę na rekord życiowy - powiedziała Justyna.

 

 


W niedzielnym finale na 3000 m z przeszkodami będziemy kibicowac Katarzynie Kowalskiej. Polka zajęła 6. miejsce w swojej serii eliminacyjnej i awansowała z czasem 9:52.66.
Nie najlepiej poszło Karolinie Tymińskiej w kolejnej konkurencji siedmioboju - skoku w dal. W trudnych warunkach atmosferycznych (zmienny wiatr) Polka skoczyła 6.07 m i plasuje się na 10. pozycji.

Powrót do listy

Więcej