Menu
1 / 0
Aktualności /

Alicja Sielska: czekałam na ten sezon przez całą karierę

Alicja Sielska: czekałam na ten sezon przez całą karierę

W lipcu została w Bergen mistrzynią Europy do lat 23, a kilkanaście dni później zdobyła jeszcze brązowy medal uniwersjady. Dzięki relokacji zyskała prawo startu w mistrzostwach świata w Tokio. – Ten sezon to marzenie, na które czekałam przez całą karierę. Wyjazd do Tokio jest piękną nagrodą za niego – mówi w rozmowie z nami Alicja Sielska.

Urodzona w 2003 roku Alicja Sielska jest wychowanką trenera Andrzeja Saczko. Jako nastolatka z powodzeniem startowała w zawodach projektu Lekkoatletyka dla Każdego. Później trenowała w Puławach, a od dwóch lat pracuje z Maciejem Gizą w Krakowie. W tym sezonie doprowadziła rekord życiowy w biegu na 100 metrów przez płotki do poziomu 12.81, a podczas mistrzostw Europy do lat 23 zdobyła z czasem 12.91 złoty medal. Przed nią ostatni start w sezonie – globalny czempionat w Tokio, na który awansowała dzięki relokacjom.

Zacznijmy może nietypowo. Jaka jest Twoja ulubiona konkurencja zaliczana do wielobojów, oczywiście pomijając bieg przez płotki?

Hmm…. Myślę, że pchnięcie kulą.

Nie spodziewałem się, że akurat ta. Pytam o to, bo pewnie już mało kto pamięta, że Ty byłaś mistrzynią Polski w wielobojach.

Tak, tak. Muszę powiedzieć, że w tym sezonie też przeszło mi przez głowę, głównie za sprawą trenera Modelskiego, żeby wrócić do wielobojów. Powiedział do mnie: Sielska, a może Ty wrócisz do wieloboju. Zasiał w mojej głowie pewną chęć spróbowania. Ciekawe ile punktów bym zdobyła i jak by to wyglądało. Czasem nawet rozmawiam z moim chłopakiem, a co by to było, gdyby spróbowała tego siedmioboju.

A jak to się stało, że ten wielobój pojawił się na Twojej lekkoatletycznej drodze? Czy to jeszcze były jakieś efekty uczestnictwa w projekcie Lekkoatletyka dla Każdego?

Jak najbardziej! To był jeden z głównych czynników, dla których zaczęłam uprawiać wieloboje. Kiedy poszłam do gimnazjum, mój trener stwierdził, że w takim wieku gdzie ważne jest jeszcze przygotowanie ogólnorozwojowe, wielobój będzie dla mnie najlepszym rozwiązaniem. Chodziło o to, żeby nie rozwijając się tylko w jednej konkurencji, ale na wielu płaszczyznach. To też przełożyło się później na dalsze ukierunkowanie, konkretną konkurencję.

To bardzo zdrowy kierunek, żeby zaczynać przygodę z lekkoatletykę od wielobojów, a dopiero później skupić się na wybranej konkurencji. W Twoim przypadku padło na bieg przez płotki. Na poważnie zaczęłaś biegać po przeniesieniu się z Kędzierzyna-Koźla do Wisły Puławy, do trenera Murata.

Tak, tam zaczęłam biegać na 100 metrów przez płotki i już gdzieś wiedziałam, że będę iść w tym kierunku. Wieloboje były OK, ale jednak widać było, że te płotki kusiły. Były moją najlepszą konkurencją wielobojową.

Trener Sławomir Murat ukształtował Cię jako płotkarkę? To doświadczony szkoleniowiec, wychował wiele znakomitych zawodniczek.

Wydaje mi się, że tak. On doszlifował te płotki, które zaczynałam u trenera Andrzeja Saczko. Miał swój wkład w ukształtowaniu mnie jako płotkarki, zdecydowanie.

Z Puław trafiłaś ostatecznie do Krakowa i nadszedł rok 2025. Gdybyś miała go określić jednym słowem, to jaki on jest?

Marzenie!

Myślałem, że powiesz „szalony”.

Szalony też. To jest rok, na który czekałam przez całą karierę. Nawet dziś na treningu sobie myślałam, wchodząc w bloki startowe, że to jest życie, o jakim marzyłam. I nie zmieniłabym tego.

A który moment tego roku był przełomowy? Czy to był ten pierwszy bieg poniżej 13 sekund, na mityngu w Gorzowie Wielkopolskim, kiedy zostałaś liderką europejskich tabel do lat 23?

Zdecydowanie ten bieg! To było takie mega zaskoczenie. Wiedziałam, że jestem w stanie tyle biegać, ale z drugiej strony właśnie wtedy upewniłam się, że mogę biegać dużo szybciej. I późnej z każdym biegiem wiedziałam, że będzie lepiej.

O tym biegu w bardzo ciepłych słowach wypowiadała się niedawno Grażyna Rabsztyn, rekordzistka Polski i była rekordzistka świata. Nobilitacja?

Wiem, że mam potencjał, ale usłyszeć takie słowa o osoby, która robiła tak spektakularne wyniki, to jest dodatkowy power. I jeszcze większa mobilizacja do działania.

W tym roku miałaś jednak też trudną lekcję, czyli nieukończony finał mistrzostw Polski w Krakowie. Po nim jednak przyszło Bergen, złoty medal mistrzostw Europy U23.

Ta sytuacja z Krakowa była mi potrzebna. Dostałam pstryczka w nos. To było takie ostudzenie mnie, takiej Alicji, która jest ciężka do okiełznania. Ja chcę cały czas szybko biegać, być w gazie. Nieukończony finał w Krakowie mnie ostudził, ale uważam, że to było bardzo dobre. Potrzebna mi była taka lekcja. Mam takie wrażenie, że po tej sytuacji miałam najlepsze treningi w życiu. Mówiąc wprost, to była niefajna sytuacja, ale wyciągnęłam z niej dużo dobrego.

Będąc wtedy w Krakowie, widziałem jak dla wielu ten Twój błąd był szokiem.

Ludzie mówili, że jestem na plakacie mistrzostw, a nie umiem biegać. To było nie OK. Tylko że później przyszło Bergen i się odkułam. Spełniłam kolejne marzenie, zostałam mistrzynią Europy do lat 23.

Wspominałaś o tym, że jesteś szybką zawodniczką. Informacja o tym, że w wyniku relokacji polecisz na mistrzostwa świata w Tokio, pojawiła się niemal w tej samej chwili, w której w Stalowej Woli poprawiłaś rekord życiowy w biegu na 100 metrów. To pokazuje, że mimo iż nie miałaś 100% pewności, że do Japonii pojedziesz, to nadal masz w nogach dużo mocy.

Tak, ta szybkość jest, a ja ciągle mam wrażenie, że nie umiem jej pokazać. Do Stalowej Woli pojechałam, żeby zrobić duży wynik. Bieg był jednak pod wiatr. Dla mnie ten wynik 11.71 był dużym zaskoczeniem. Chyba pierwszy raz w karierze aż tak mocno czułam ten wiatr w twarz, że nie mogę biec.

Od dwóch sezonów pracujesz z trenerem Maciejem Gizą. Co stoi za Waszymi tegorocznymi sukcesami? Czy coś zmieniliście w treningu, skupiliście się na czymś szczególnym?

Wydaje mi się, że troszeczkę się zrozumieliśmy. Mam do trenera pełne zaufanie. Uważam, że jest to super ważne we współpracy. Jeśli nie ufasz szkoleniowcowi, to nie ma szans na sukces. Czy coś zmieniliśmy? Skróciliśmy tempo. W tamtym roku biegałam dłuższe. Wiadomo, że kilogramy poszły do góry jeśli chodzi o siłownię. To chyba tyle. Wydaje mi się, że mam tyle rzeczy do roboty i cały czas coś próbuję poprawić. Ciągle coś zmieniamy i to u nas plusuje.

A co zaplsuje w Tokio? Co będzie Twoim spełnieniem, jeśli chodzi o ten start?

Szczerze? Nie wiem. Naprawdę nie mam pojęcia. Celem będzie półfinał. Myślę, że to jest do zrobienia. Pierwszy raz będę miała styczność z tak ogromną zmianą czasową. Jestem ciekawa, jak zareaguje na to mój organizm. Ale tak ogólnie to jestem mega pozytywnie nastawiona. Cieszę się, że będę mogła biegać ze światową czołówką. I to w Tokio! Dla mnie to wow, Tokio kojarzy mi się z Tokio Drift i szybkimi samochodami.

Szybkie samochody i szybkie bieganie, to do siebie pasuje. Przed nami jest jednak jeszcze jedna ważna impreza. Co prawda w przyszłym roku, ale w u nas w Polsce. Mam na myśli Halowe Mistrzostwa Świata Kujawy Pomorze 26. Będziesz chciała specjalnie przygotować się do tego startu?

Przyznam się szczerze, podsuwałam trenerowi taką myśl, żeby odpuścić sezon halowy. Mówiłam, że będziemy przygotowywać się tylko dla lata. Dlaczego? Uważam, że 60 metrów przez płotki mam słabsze niż 100. Rozpędzam się pod koniec, w hali po 60 metrach zaczyna brakować mi płotków. Trener się obruszył i mówi do mnie: co Ty gadasz, przecież poprawiłaś się już na sześćdziesiątkę. Ufam mu, więc mnie przekonał. Zatem będę celować w dobry start w halowych mistrzostwach świata w Toruniu. Wielka impreza, u nas w Polsce. Rodzina będzie mogła przyjechać na takie wydarzenie, zobaczyć gwiazdy i przy okazji może mój bieg.

Wspomniałaś, że rozpędzasz się na dystansie. Jaka jest u Ciebie mentalna różnica między tymi dystansami? Trener Mikołaj Justyński powiedział kiedyś, że główną różnicą między 60, a 110 metrów przez płotki jest większa ilość płotków, która sprawia, iż łatwiej się pomylić.

Mnie się tak nie wydaje. Powiem więcej – po prostu lubię ten dłuższy dystans. Pasuje mi. Uważam, że jestem na nim lepsza, bo zawsze jak stracę początek, to jestem w stanie nadrobić końcówką. Nie jeden raz już to pokazałam. W hali bardziej się spinam.

To na koniec jeszcze jedno pytanie o dystans. Myślałaś kiedyś, żeby spróbować 400 metrów przez płotki? Czy czujesz, że odnalazłabyś się na nim?

Myślę, że tak. Podpuszczałam już trenera, żeby na koniec tego sezonu wystartować na płaskie 400 metrów. Ciekawi mnie ten dystans, jaki jest, ale trener nie chce się zgodzić. Może i na szczęście, bo nie wiem, na co się piszę. Natomiast mam zakład odnośnie 400 metrów przez płotki. Jeśli do Los Angeles 2028 nie pobiegnę 12.50, przenoszę się na dłuższy dystans. Zrobię więc wszystko, żeby tyle nabiegać!

Maciej Jałoszyński / foto (ilustracyjne): Łukasz Szeląg

Powrót do listy

Więcej