Menu
1 / 0
Aktualności /

MARCIN LEWANDOWSKI: Na razie zostaję przy 800 metrach

MARCIN LEWANDOWSKI: Na razie zostaję przy 800 metrach

holmie halowy rekord Polski na 1000 metrów (2:17.77)....

Mistrz Europy z 2010 roku, młodzieżowy mistrz i wicemistrz Europy, srebrny medalista HME sprzed dwóch lat i czwarty zawodnik MŚ 2011. Te sukcesy osiągał na dystansie 800 metrów, ale w Goteborgu zobaczymy go w dłuższym biegu. Marcin Lewandowski wystartuje na 1500 metrów w dużej halowej imprezie… po raz pierwszy w karierze. Nie ma jednak obaw i jest pewien, że w tej konkurencji również stać go na medal. Potwierdził to w czwartek, ustanawiając w Sztokholmie halowy rekord Polski na 1000 metrów (2:17.77).

 

 

- Jak wyglądał ten bieg?

- Założenie było takie, że chciałem ruszyć naprawdę mocno – nawet mocniej niż to się później okazało. Bieg był zapowiadany jako atak na rekord świata, międzyczas na 800 m miał wynosić 1:47.00. Czułem się świetnie i liczyłem na to, że będę biegł w czołówce, nawet na 1:48,5 na 800 m. Taka była taktyka, jednak po zejściu z pierwszego wirażu biegłem od wewnętrznej. Rywale mnie wyprzedzili i biegłem jako jeden z ostatnich, czyli zupełnie nie tak jak zaplanowałem. Ta sytuacja wymusiła zmianę taktyki. Jak się okazało, efekt był dla mnie znakomity. W końcówce rywale opadli z sił, padali jak kawki. A ja dopiero od „600-tki” zaczynałem bieg. Na 800 metrów miałem czas około 1:50,5, czyli sporo wolniej niż miało być. Na szczęście, jak wspomniałem, zachowałem jeszcze sporo sił i mijałem kolejnych rywali. 200 metrów przed meta byłem drugi i na tej pozycji minąłem linię mety.

- Już przed biegiem myślałeś o tym, by ustanowić rekord Polski?

- Tak, chciałem pobić ten rekord, choć miałem duży szacunek dla wyniku Pawła Czapiewskiego, który od 12 lat był najszybszym w historii Polakiem na 1000 metrów w hali. Niby wynik nie wydawał się zbyt wyśrubowany, ale przez tak długi czas nikt nie mógł go poprawić. Czułem jednak, że jestem bardzo mocny i wiedziałem, że mogę pobiec szybciej niż 2:19. Co więcej, jestem przekonany, że przy nieco innej taktyce mogłem się pokusić o wynik poniżej 2:17. Ale i tak jestem zadowolony, bo pobiłem rekord kraju o ponad sekundę.

- To był już Twój trzeci start na 1000 metrów w Sztokholmie.

- Nie ma w tym żadnego zamierzonego działania. Po prostu ten dystans rzadko pojawia się w programie mityngów, Szwedzi organizują taki bieg raz na dwa lata, a ja lubię się sprawdzić w tej konkurencji. W okresie zimowym to dla mnie idealne rozwiązanie. Jestem super przygotowany tlenowo. Nie biegnę więc ani szybkości na 800, ani dużej wytrzymałości na 1500, tylko coś pomiędzy. 1000 metrów to w ogóle idealny dystans w hali.

- W Goteborgu wystartujesz na 1500 metrów. Dlaczego nie udało Ci się wypełnić normy na Twoim koronnym dystansie, 800 metrów?

- Myślę, że mogłem zdobyć minimum również na 800 metrów. Byłem przygotowany na czas w granicach 1:46, a to byłby bardzo dobry wynik. Tylko że bieg w Dusseldorfie był bardzo słaby. Uzyskałem wynik 1:48.30 i to dało mi drugie miejsce. Wygrał Adam, który wyprzedził mnie na 100 metrów przed metą. Wcześniej to ja zaatakowałem. W ogóle ten bieg był dziwny. Kiedy tam przyjechałem Kenijczycy Kitum i Rotich zapewniali, że chcą zacząć bardzo szybko – 400 metrów miało być w 50,5 sekundy. To byłoby niesamowicie mocne tempo. Znam tych ludzi i byłem pewien, że nie są w stanie tak pobiec. Prosiłem nawet o interwencję swoją menedżerkę. Lepiej było ustawić pacemakera na 52 sekundy i pobiec dwa równe koła na bardzo dobry wynik. Ale Kenijczycy byli pewni swego. Jak się później okazało, oczywiście nie wytrzymali tempa, nikt nie utrzymał się zająca, który wyprzedził czołówkę o jakieś 20 metrów. Wszyscy się czaili jak na zawodach szkolnych, było bardzo wolno. I mimo bardzo szybkiej końcówki nie udało się nadrobić na ostatnich dwustu metrach straty z pierwszej części dystansu.

- Żałujesz, że nie wystartujesz w Goteborgu na 800 metrów?

- Nie, to dla mnie kolejne wyzwanie i doświadczenie. Na pewno się jeszcze nie wydłużam. To tylko taki chwilowy manewr, w sezonie halowym. Wciąż będę się koncentrował na 800 metrach. A hala jest dla mnie dobra, bo robię dużą wytrzymałość, szczególnie w tym roku. Po roku olimpijskim postanowiliśmy z trenerem skupić się na odbudowie wytrzymałości. Po kontuzji, z powodu której straciłem przed igrzyskami trzy tygodnie przygotowań robiłem pracę beztlenową, żeby ten „gaz” szybko przyszedł, żeby złapać formę na igrzyska. Dlatego trudno się dziwić, że zgubiłem przez to trochę wytrzymałości. Dlatego teraz celem było skupienie się na dłuższym dystansie i to w startach halowych mi służy.

 

Marcin Lewandowski

Marcin Lewandowski podczas MŚ 2011 w Daegu (fot. Marek Biczyk)

 

- Jesteś ambitny i pewnie również na tym dystansie będziesz chciał w Goteborgu wywalczyć medal.

- Jak najbardziej. Czuję się dobrze. Osiągnąłem solidne wyniki na 1,5 kilometra, zabrakło mi pół sekundy do rekordu Polski. Ale wiem, że mogę pobiec jeszcze dużo mocniej. Na razie miałem na tym dystansie dwa dziwne biegi, zwycięzcy byli niewiele szybsi ode mnie, mimo że to najlepsi milerzy na świecie. Stać mnie na mocne bieganie i jadę do Goteborga by dać z siebie wszystko, a jaką pozycję to przyniesie - zobaczymy.

- Wspomniałeś o przygotowaniach do tego sezonu. Po raz pierwszy byłeś na zgrupowaniu w Nowej Zelandii. To tam tak podszlifowałeś wytrzymałość?

- To był początek przygotowań, ale rzeczywiście sporo tam biegałem. Prawdę mówić, zrobiłem nawet „życiówkę” jeśli chodzi o liczbę pokonanych kilometrów – 600 w ciągu miesiąca. To przecież „praca maratońska”. Ale był w tym też element zabawy. Nie mieliśmy stadionu, nie interesowały mnie konkretne odcinki, sporo było więc właśnie zabaw biegowych, pracy tlenowej. Po przyjeździe do Polski podtrzymywałem taki cykle, w domu też trenowałem dwa razy dziennie. Tak naprawdę przygotowania zacząłem już na początku listopada.

- Podobno dobrze wpłynęło na Ciebie to, że nie trenowałeś sam…

- W Nowej Zelandii to była jeszcze raczej praca indywidualna. Co prawda był tam z nami medalista mistrzostw Polski na 800 metrów, Mateusz Urbaniak, ale on jest zupełnie innym „typem” ode mnie i główne treningi robiliśmy oddzielnie. Ale w styczniu, przed startami halowymi miałem świetne zgrupowanie w RPA. Byłem „podczepiony” pod grupę trenerów Jakubowskiego i Adamka. Trenowałem z Łukaszem Parszczyńskim, Bartkiem Nowickim i Mateuszem Demczyszakiem. Biegaliśmy we czterech. Staraliśmy się „godzić” treningi dla wspólnego dobra, mój trener układał mi plany tak bym mógł możliwie dużo biegać z nimi. Wciąż bazowałem na treningach wytrzymałościowych. Dostosowałem się, miałem krótkie przerwy między odcinkami, dużo powtórzeń, ale nie intensywnie (tak jak to się robi pod 800 m: mało, ale mocno). To właśnie praca tlenowa. Trenowaliśmy razem przez trzy tygodnie i była to dla mnie super sprawa. Pierwszy raz brałem udział w tak zgranych, wspólnych przygotowaniach. Na pewno to zgrupowanie bardzo dużo mi dało.

- W Goteborgu na 1500 metrów wystartują trzej Polacy: Ty, Szymon Krawczyk i Bartosz Nowicki. To już całkiem nieźle, a może być jeszcze lepiej. Jest szansa na komplet Polaków w finale?

- To byłby ogromny sukces polskich biegów. Ale wiadomo, że to nie jest mityng, tylko bardzo poważny turniej. Każdy walczy o awans, życiówkę, medal, nie ma oglądania się za siebie – na rywali, czy kolegów z drużyny. Każdy da z siebie wszystko, żeby pokazać się z najlepszej strony. Moim celem nie jest wygrać ze znanym nazwiskiem, czy osobą z lepszą życiówką. Nazwiska nie grają roli, a życiówki przestają być istotne w turnieju. Nie będę się więc oglądał na nikogo, tylko starał się „robić swoje”, rozegrać jak najlepiej dany bieg. Na tym będę się skupiał.

- Dystans 800 metrów „nie wybacza błędów” – chwila nieuwagi może kosztować bardzo wiele. Na 1500 można jeszcze odrobić jakąś stratę, nawet po przewrotce, co na krótszym dystansie jest niemożliwe.

- To prawda. Na 800 metrów liczy się każda setna sekundy. Wystarczy, że zaśpisz w jakimś momencie i wszystko możesz stracić. Na półtora kilometra prędkości są zupełnie inne. Przebiec dwusetkę w 29 sekund, czyli ze stosunkowo wolną prędkością dla 800-metrowca, który biega po 25-26.5 sekundy na zawodach, a na treningach nawet szybciej, nie jest dla mnie problemem. Problem pojawia się, gdy trzeba przebiec tak każde okrążenie. To da dobry wynik 3:37.5 na 1500 m. Już dwukrotnie byłem o włos, nawet w biegu, gdzie nadrabiałem 4-5 sekund na ostatnich 500 m. Początek był wolny, a później mogłem to zniwelować. Jest dużo czasu na reakcję, jeśli zaczniesz zamknięty z tyłu nie ma co panikować. Bieg na 1500 metrów zaczyna się dopiero po kilometrze. I tam trzeba być bardzo czujnym. Wcześniej nie ma co robić zrywów, tylko można się spokojnie „obijać”. Podobną taktykę przyjąłem w Birmingham. Biegłem z tyłu, każde koło mniej więcej w tym samym tempie, nie panikowałem i ukończyłem bieg na trzeciej pozycji.

- Na razie skupiasz się na starcie w Goteborgu, nie wybiegasz daleko w przyszłość. Ale myślisz, że jest możliwe, byś w 2016 roku w Rio de Janeiro wystartował na 1500 metrów?

- Raczej nie. Kiedyś, w przyszłości 1500 metrów pewnie będzie moim koronnym dystansem i wiele osób już mi to przepowiadało. Ale w Rio będę miał 29 lat, to fajny wiek do biegania 800 metrów. Mnóstwo czołowych zawodników uzyskiwało najlepsze czasy między 27 a 30 rokiem życia. Chociażby Amerykanie Solomon i Symmonds w Londynie, wcześniej Borżakowski, który jako 29-latek przebiegł dwa okrążenia w 1:42. To jest świetny wiek do biegania, ma się olbrzymie doświadczenie i wystarczająco dużo energii. Jeszcze nie jestem spełniony na tym dystansie, mam jeszcze wiele do zrobienia. Spróbuję maksymalnie wyśrubować „życiówkę” i dołożyć kolejne ważne sukcesy. Dopiero później przymierzę się do 1500 m.

- Czyli dopiero po igrzyskach w Rio?

- Nigdy nie wiadomo, co los przyniesie, ale na razie takie są moje założenia. Skupiam się na dystansie 800 m. Życie wszystko zweryfikuje…

 

Powrót do listy

Więcej