Menu
1 / 0
Aktualności /

Prezes PZLA Jerzy Skucha ocenia start reprezentacji w DME

Pierwsze Drużynowe Mistrzostwa Europy za nami. Polacy zajęli w portugalskiej Leirii piąte miejsce. O ocenę występu reprezentacji poprosiliśmy Prezesa Polskiego Związku Lekkiej Atletyki, Jerzego Skuchę.

Pierwsze Drużynowe Mistrzostwa Europy za nami. Polacy zajęli w portugalskiej Leirii piąte miejsce. O ocenę występu reprezentacji poprosiliśmy Prezesa Polskiego Związku Lekkiej Atletyki, Jerzego Skuchę.

Jak według Pana należy ocenić start biało-czerwonych w Portugalii?

JERZY SKUCHA: Liczyłem, że będziemy w piątce. Z tym akurat się nie pomyliłem. Miałem jednak nadzieję – i to nie cichą, bo mówiłem o tym niejednokrotnie – że uplasujemy się w Portugalii w pierwszej trójce.

Dlaczego się nie udało?

Z różnych względów. Pierwszy raz od kilku lat obserwowałem z bliska naszą reprezentację, walczącą w zawodach zespołowych. Nabrałem przekonania, że to jeszcze nie jest drużyna. Mamy mocne konkurencje, poobsadzane przez naszych mistrzów. Oni wygrywają i uzyskują świetne wyniki. To cieszy. Proszę zauważyć, że w Leirii odnieśliśmy pięć indywidualnych zwycięstw, czyli tyle samo co Niemcy. Tu od nich nie odstajemy. Ale mamy wiele konkurencji, w których nie istniejemy. Naszą piętą achillesową jest nierówne zaplecze.

Jak lepiej przygotować ekipę pod względem zespołowym przed kolejną edycją Drużynowych Mistrzostw Europy?

Trzeba starannie zaplanować takie przygotowania, nastawić się w niektórych konkurencjach właśnie na te zawody. Przykład? Nie może być tak, że nasz najlepszy zawodnik na 3000 metrów z przeszkodami trzy dni przed startem w DME biegnie w mityngu komercyjnym pół minuty szybciej, a później nie ma siły, startując dla reprezentacji. To właśnie w Portugalii miał uzyskać ten dużo lepszy czas. Trzeba więc zwrócić uwagę na takie aspekty szkoleniowe.

Pozytywne akcenty w naszej ekipie?

Odkryciem jest dla mnie Agnieszka Ciołek, która biegła na 5000 metrów. W upale pobiła rekord życiowy o kilkanaście sekund, w konfrontacji z mocnymi rywalkami, walcząc jednocześnie o punkty dla drużyny. Wskazówki od trenerów miała proste: przetrwać, dopóki wszystkie ostatnie zawodniczki nie odpadną, a później już bezpiecznie zrobić tyle, ile to możliwe. Podziwiałem ją. Inni biegacze też mieli podobne zadanie, ale nie wszyscy je wykonali. Trzeba pochwalić kapitana. Szymon Ziółkowski wiele razy pełnił tę funkcję, wygrywał swoją konkurencję na Pucharze Europy. Teraz znów potrafił się zmobilizować, jak za swoich dobrych czasów. Cieszy mnie, że nasze gwiazdy – na przykład Piotrek Małachowski czy Tomek Majewski – nie zlekceważyli tych zawodów. Pojechali do Portugalii w składzie reprezentacji. To z jednej strony zaszczyt, ale z drugiej też obowiązek. Potraktowali sprawę poważnie, wygrali dobrymi wynikami. To oni rozdawali karty.

Jak w podsumowaniu wypadły poszczególne bloki konkurencyjne?

Dominowaliśmy w rzutach. Nie mówię tylko o naszych mistrzach, ale też o zapleczu, które spisało się dobrze. Magda Sobieszek nie liczy się w Europie indywidualnie, ale na tych zawodach była czwarta z przyzwoitym wynikiem. Liczy się skuteczność startowa. Podobnie Igor Janik – nie błysnął wynikiem, ale zrobił co do niego należało, czyli znalazł się w trójce. A zatem na czoło wysunęły się rzuty, na drugim miejscu chyba skoki, potem sprinty i wytrzymałość.

Żal tego, że nie będzie podstaw do wnioskowania do ministerstwa o stypendia dla zawodników po Drużynowych Mistrzostwach Europy?

Oczywiście, ale w sytuacji, w której nie znaleźliśmy się na podium, nie ma ku temu podstaw. Szkoda, bo niektórym zawodnikom takie dodatkowe pieniądze są niezbędne. Teraz młodzieżowcy muszą się starać na młodzieżoych mistrzostwach Europy, ci, którzy pojadą do Berlina – szukać szansy w seniorskim czempionacie. Na pewno będzie to bardzo trudne.

Niemcy przed Rosjanami i Brytyjczykami, później Francja i Polska. Czy tak rzeczywiście wygląda rozkład sił na lekkoatetycznej mapie Europy?

Można się było tego spodziewać, śledząc ostatnie Puchary Europy. W rosyjskiej ekipie nie było kilku gwiazd, a więc zabrakło im chyba odrobiny mobilizacji. Jak zwykle dobrze zorganizowani byli Niemcy, podobnie Brytyjczycy.

Kilka słów o przepisach. Dał się Pan przekonać, że zmiany pod tym względem idą w dobrym kierunku?

Najwięcej zastrzeżeń budziło zdejmowanie zawodników na kilka okrążeń przed metą w biegach średnich i długich. A to dlatego, że praktyka była słaba. Kasia Kowalska zajmowała ostatnie miejsce na jednym z okrążeń w biegu na 3000 metrów z przeszkodami, ale sędzia się pomylił i zdjął z trasy Czeszkę. Weryfikacja i sklasyfikowanie naszej zawodniczki na ostatniej pozycji nastąpiło dopiero dzień później, ale tak nie powinno być na zawodach tej rangi. Albo trzeba te przepisy dopracować, albo się z nich wycofać. Brak falstartów? Dość kontrowersyjny, choć akurat w Leirii tragedii z tym nie było. Z kolei cztery próby w skokach długich i rzutach oraz eliminacja po dwóch i trzech kolejkach – to dla mnie ciekawe, ale mówię tu z pozycji obserwatora. Podsumowując: regulamin był przygotowany trochę w sposób prowokacyjny. Na ile te drastyczne zmiany będą ciekawe dla widzów? Myślę, że przed kolejną turą DME niektóre zasady ulegną modyfikacji.

Rozmawiał Rafał Bała

press@pzla.pl

Powrót do listy

Więcej