Menu
1 / 0
Aktualności /

ANITA WŁODARCZYK: Życzcie mi zdrowia

Mistrzyni i rekordzistka świata w rzucie młotem nigdy jeszcze nie rozpoczynała tak wcześnie sezonu (nie licząc startów w zimowym challenge’u). W sobotę Anita Włodarczyk wystartowała w mityngu z serii World Challenge w Dakarze.

Mistrzyni i rekordzistka świata w rzucie młotem nigdy jeszcze nie rozpoczynała tak wcześnie sezonu (nie licząc startów w zimowym challenge’u). W sobotę Anita Włodarczyk wystartowała w mityngu z serii World Challenge w Dakarze. Zwyciężyła ze znakomitym wynikiem - 75.13 m!

 

 

 

W środę, czyli dzień przed wylotem do Senegalu, najlepsza młociarka świata miała ostatni trening rzutowy. Podczas zajęć na bocznym boisku warszawskiej Skry prezentowała się bardzo dobrze. Cięższy niż zazwyczaj, pięciokilogramowy młot, lądował w okolicach jej rekordu życiowego. Trener Krzysztof Kaliszewski chwalił również jej technikę

 

 

 

Anita Włodarczyk i trener Krzysztof Kaliszewski (fot. Rafał Bała)

 

 

- Wizyta w Dakarze jest Twoją drugą w ostatnim czasie w Afryce. Niedawno wróciłaś ze zgrupowania w RPA.

- Byliśmy w Potchefstroom, niedaleko Johannesburga. Byliśmy tam cztery tygodnie, tyle co wcześniej w Stanach Zjednoczonych.

- Kończysz kilkumiesięczny okres ciężkiego treningu i rozpoczynasz sezon.

- Na zgrupowaniu w RPA oddawałam dużo rzutów. Podczas sprawdzianów, żeby się bardziej zmobilizować wyobrażałam sobie, że rzucam w konkursie z mocnymi rywalkami. Ale nawet najbogatsza wyobraźnia nie jest w stanie zastąpić prawdziwych zawodów, którym towarzyszy niesamowita atmosfera. Jestem przygotowana fizycznie, teraz muszę się odpowiednio przygotować psychicznie, przypomnieć sobie, jak to bywało kilka miesięcy temu. Będzie dobrze.

- Mówisz kilka miesięcy, a dokładnie osiem. Tyle właśnie minęło od 22 sierpnia 2009, kiedy w mistrzostwach świata w Berlinie odbywał się konkurs finałowy rzutu młotem. Pamiętasz swój ostatni rzut?

- Oczywiście. Tego nie da się zapomnieć. Będę go pamiętała do końca życia. Mam jednak nadzieję, że w kolejnych konkursach będę już mogła porzucać dłużej, nie tylko przez dwie kolejki...

 

Anita Włodarczyk podczas ostatniego treningu przed wylotem do Senegalu (fot. Rafał Bała)

 

 

- No tak, ale chodziło mi o jeszcze jeden rzut, który wykonałaś na zakończenie berlińskiego konkursu. To było już po tym, jak doznałaś kontuzji. Weszłaś do koła i bez obrotu rzuciłaś około 30 metrów...

- Rzeczywiście. Ale ja chce pamiętać te dobre, normalne rzuty. Dużo kosztował mnie powrót do zdrowia i do formy. Od stycznia wróciłam do treningów, w sumie straciłam dwa miesiące, ale może dzięki temu zregenerował się mój organizm. Potrzebowałam tego po pięciu latach ciężkiej pracy. Na początku dziwnie się czułam, bo byłam przyzwyczajona, że z nadejściem listopada już normalnie trenowałam. Tym razem trzeba było uzbroić się w cierpliwość, większość czasu przeznaczałam na rehabilitację. Ale teraz wszystko jest już w porządku. Jestem pozytywnie nastawiona przed sezonem, w ogóle nie myślę już o kontuzji.

- Jesteś zdrowa, ale długa przerwa musiała wpłynąć na Twoją dyspozycję. Gdzie masz największe braki?

- Muszę popracować zarówno nad siłą jak i nad techniką. Mam zaległości techniczne, bo przecież uciekły mi dwa miesiące, to bardzo dużo. Wykonałam jakieś tysiąc rzutów mniej niż powinnam. A młot to trudna konkurencja, cały czas trzeba szlifować technikę. Choć jestem rekordzistką świata, popełniam jeszcze sporo technicznych błędów, mam nad czym pracować.

- Które zawodniczki będą Twoimi najgroźniejszymi rywalkami w 2010 roku?

- Będę musiała uważać przede wszystkim na Niemkę Betty Heidler. Po przerwie wraca Kubanka Yipsi Moreno. Z tego co słyszałam, odpadła mi jedna groźna rywalka – Słowaczka Martina Hrasnova. Może pojawią się jakieś nowe, mocne dziewczyny. Ale ja zajmuję się głównie tym, co dotyczy mnie samej. Na tym się koncentruję. A rywalki są raczej na drugim miejscu...

- Najlepszy wynik w tym sezonie – ponad 75,5 metra - ma Tatiana Łysenko, której odebrałaś rekord świata. Czy myślisz, że Rosjanka jest w stanie rywalizować z Tobą na poziomie 77-78 metrów?

- Zobaczymy. Na analizę formy rywalek przyjdzie czas po kilku startach, gdy rozkręci się sezon.

 

 

 

Spójrz, jak Anita Włodarczyk ustanawia rekord świata... i doznaje pechowej kontuzji podczas MŚ w Berlinie.

 

http://www.youtube.com/watch?v=LYf8NZnh0oI

 

 

Anita Włodarczyk (fot. Rafał Bała)

 

 

 

- Na jakie wyniki liczysz na początkus sezonu?

-  Niedawno wróciłam z miesięcznego zgrupowania, ciężko trenowałam, organizm na razie się regeneruje. Forma powinna przyjść pod koniec maja. Być może wystartuję 19 maja w mityngu w Korei, a na pewno wezmę udział w zawodach w Ostrawie, 26 maja.

- Ale najważniejszą impreza sezonu będą mistrzostwa Europy.

- Staramy się z trenerem tak ustawiać przygotowania, żeby szczyt formy przyszedł właśnie na koniec lipca, kiedy odbędą się mistrzostwa. Starty w challenge’u traktuję jako kolejne etapy na drodze do Barcelony. Zdaję sobie sprawę, że oczy kibiców będą zwrócone na mnie, pojawią się duże oczekiwania. Prawda jest taka, że mam na koncie mistrzostwo i rekord świata, ale to było, minęło. Musze stawiać sobie kolejne cele, wyzwania. Mam nadzieję, że uda mi się je zrealizować.

- Po cichu mówi się już o pokonaniu przez ciebie granicy 78 metrów. Brakuje Ci do tego zaledwie 4 centymetrów...

- Jeśli rzeczywiście mam złamać tę barierę to wyjdzie to na pewno z treningu, jaki wykonuję. W ostatnich sezonach nabrałam doświadczenia, więc łatwiej będzie mi poradzić sobie z presją na dużych zawodach. Na głęboką wodę zostałam rzucona w 2008 roku w Pekinie, gdzie przeszłam szkołę życia. Rok później mistrzostwa świata i znów rywalizacja z całą czołówką. Teraz czekają mnie mistrzostwa Europy, czyli kolejna wielka impreza. Na razie wszystko zmierza we właściwym kierunku. Owszem, rzucam już na treningach ponad 78 metrów... ale na razie młotem trzykilogramowym...

Anita Włodarczyk podczas ćwiczenia obrotów na bocznym boisku Skry Warszawa (fot. Rafał Bała)

 

 

- Od kilku miesięcy mieszkasz w Warszawie. Jak Ci się podoba w stolicy?

- Nie zdążyłam tu jeszcze zobaczyć zbyt dużo, bo większość czasu spędzam na obozach klimatycznych. W każdym razie nie byłam dotąd przyzwyczajona do korków. Nie mieszkam daleko od stadionu, ale zdarza się, że jadę na trening nawet 45 minut. Muszę się uzbroić w cierpliwość. Ale ogólnie jestem zadowolona. W połowie maja wracam ze zgrupowania w Cetniewie i wtedy pewnie będę miała więcej czasu, żeby poznać Warszawę.

- Czego Ci życzyć na sezon 2010?

- Przede wszystkim zdrowia. Dopiero teraz, po tej długiej przerwie, zrozumiałam co znaczy kontuzja w sporcie. Liczę też na gorący doping kibiców wszędzie tam, gdzie będę walczyła o zwycięstwo.

 

Rozmawiał Rafał Bała
Powrót do listy

Więcej